Nie wiem dlaczego, ale od samego początku miałam negatywne podejście do tego produktu. Fakt, większość dziewczyn opiewała zbawienne właściwości Jantaru, jednak ja tkwiłam w przekonaniu, iż mój wcierkowy ideał został już odnaleziony (klik). Poza tym, niemiłe wspomnienia związane z Joanną Rzepą, skutkowały odczuciem niepewności i pewnego dystansu do nowości, które miały być wcierane w mój sklap. Na szczęście, zostałam bardzo mile zaskoczona. Okazało się, że moje dziwne uprzedzenia względem tej wcierki, zostały zburzone już po kilku tygodniach obcowania z tym produktem:)
Cena: ok. 10 zł
Dostępność: tutaj jest dość duży problem. Należy się za nią rozglądać w małych, osiedlowych drogeriach lub zamówić ją przez internet. Ja swoją buteleczkę dostałam w drogerii Wispol.
Pojemność: 100 ml
Skład + Co obiecuje nam producent?
Warto podkreślić, że wcierka nie zawiera alkoholu w składzie (jak to było w przypadku Joanny Rzepy), dlatego może być z powodzeniem stosowana u osób z wrażliwą czy przesuszoną skórą głowy. Ryzyko, że Jantar nas uczuli lub podrażni jest znikome, jednak należy pamiętać, że reakcja na dany kosmetyk jest sprawą bardzo indywidualną, dlatego gwarancji, że Jantar będzie dla nas w zupełności bezpieczny, nikt nam dać nie może:)
Mimo wszystko, skład tej wcierki jest przyjazny i bardzo bogaty.
U mnie podczas wcierania, nie wystąpiło żadne podrażnienie czy przesuszenie skóry głowy. Wręcz przeciwnie, sklap wydawał się być bardziej nawilżony i ukojony. Wcierka ma dość gęstą konsystencję, która wspaniale koi i łagodzi wszelkie dotychczasowe podrażnienia. Prawdę mówiąc, początkowo obawiałam się tego rodzaju konsystencji. Wydawało mi się, że może ona przyspieszyć przetłuszczanie się moich włosów. Jednak, nic takiego nie miało miejsca. Co więcej, zauważyłam, że podczas kuracji Jantarem, moje włosy dłużej zachowują świeżość. Wcierka również nie skleja włosów, nie obciąża ich.
Co do wpływu na wypadające włosy, radzi sobie naprawdę świetnie. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam w to, że będzie aż tak dobrze, a jednak...:D Zmniejszyła ilość wypadających włosów do minimum. Efekt ten, pojawił się jednak dopiero pod koniec kuracji.
Mam również wrażenie, że dzięki tej wcierce moje włosy stały się grubsze, mocniejsze i lśniące. Na mojej głowie obietnice producenta zostały spełnione.
Kolejnym, niesamowicie cieszącym mnie faktem, jest wysyp baby hair:) Naprawdę, pojawiło się ich mnóstwo i teraz dzielnie stoją na baczność na czubku mojej głowy:)
Czy wcierka wpłynęła na szybszy porost włosów? Dość ciężko mi to stwierdzić, jednak wydaje mi się, że faktycznie troszkę je popędziła:)
Zapach i opakowanie: Zapach kojarzy mi się z typowo męskimi perfumami. Bardzo mi się podoba, jednak nie utrzymuje się on na włosach. Wyczuwalny jest tylko w momencie aplikacji.
Opakowanie, niestety jest dość dużą wadą tego produktu. Nakładanie go prosto z butelki graniczy z cudem, a przelewanie produktu na dłoń i wcieranie go po troszkę palcami, to zabawa nie dla mnie:) Dlatego, wykorzystałam cudowną buteleczkę po Joannie i aplikacja tej wcierki stała się codzienną, wieczorną przyjemnością...:)
Podsumowując, dołączam do grona wielbicielek wcierki Jantar. U mnie się sprawdza, odwala kawał dobrej roboty na mojej głowie:) Na pewno nie zrezygnuję z mojego dotychczasowego ulubieńca, jestem jednak pewna, że Jantar wielokrotnie zagości jeszcze na moim sklapie:)
Ściskam mocno,
Magdalen...
niedziela, 30 grudnia 2012
środa, 26 grudnia 2012
Bubel od Essence, czyli podkład w musie w roli głównej
Czyszczenie kosmetycznych półek trwa. Część produktów okazała się być niezdatna do użytku, dlatego wylądowała w koszu. Bardzo nie lubię wyrzucać kosmetyków, niestety czasami jest to konieczne. Termin ważności upływa nieubłaganie. Teraz staram się robić bardziej świadome zakupy, kalkulując dokładnie, czy jestem w stanie zużyć dany produkt i czy jest mi on tak naprawdę potrzebny.
Dzisiaj napiszę parę słów na temat podkładu, który kompletnie się u mnie nie sprawdził. Zdołałam zużyć ok. 3/4 opakowania i reszty nie jestem już w stanie...
Dominującą wadą tego podkładu jest jego kolor. Mimo, że jest to odcień najjaśniejszy z dostępnej gamy, jest zdecydowanie za ciemny, dla mojej jasnej skóry.
Bardzo łatwo o uzyskanie efektu maski. Podczas nakładania podkład tworzy smugi, zacieki. Aplikacja również nie należy do najprzyjemniejszych czynności. Podkład jest tępy. Trzeba się nieźle namachać, aby równomiernie pokryć całą twarz.
Ponadto, produkt ten niesamowicie podkreśla suche skórki. Fakt, jest on przeznaczony do skóry tłustej, jednak uważam, że skóra tłusta również może posiadać takowe skórki. Dlatego, nie jestem w stanie przebaczyć mu tej winy:)
Krycie jest dość mocne. Podkład, jak dla mnie, jest bardzo ciężki. Po nałożeniu na twarz, czuję się "oblepiona", "przytłoczona" masywną maską;D Hmmm... być może za bardzo przyzwyczaiłam się do minerałów...:)
Podkład dobrze matuje, jednak jest to sztuczny i "niezdrowy" efekt.
Nie utrzymuje się cały dzień na twarzy. Po kilku godzinach waży się i roluje.
Co więcej, zauważyłam że podkład ten bardzo wysusza skórę. Po demakijażu, jest ona bardziej wysuszona i ściągnięta, niż zwykle.
Opakowanie: Trzeba zanurzać w nim palce, dlatego uważam je za bardzo niehigieniczne. Na etapie, który widoczny jest na pierwszym zdjęciu, wydobycie podkładu poupychanego przy brzegach słoiczka, jest nie lada wyzwaniem.
Cena: ok. 16 zł
Dostępność: Drogeria Natura
Pojemność: 16 g
Pozdrawiam,
Magdalen...:)
Dzisiaj napiszę parę słów na temat podkładu, który kompletnie się u mnie nie sprawdził. Zdołałam zużyć ok. 3/4 opakowania i reszty nie jestem już w stanie...
Dominującą wadą tego podkładu jest jego kolor. Mimo, że jest to odcień najjaśniejszy z dostępnej gamy, jest zdecydowanie za ciemny, dla mojej jasnej skóry.
Bardzo łatwo o uzyskanie efektu maski. Podczas nakładania podkład tworzy smugi, zacieki. Aplikacja również nie należy do najprzyjemniejszych czynności. Podkład jest tępy. Trzeba się nieźle namachać, aby równomiernie pokryć całą twarz.
Ponadto, produkt ten niesamowicie podkreśla suche skórki. Fakt, jest on przeznaczony do skóry tłustej, jednak uważam, że skóra tłusta również może posiadać takowe skórki. Dlatego, nie jestem w stanie przebaczyć mu tej winy:)
Krycie jest dość mocne. Podkład, jak dla mnie, jest bardzo ciężki. Po nałożeniu na twarz, czuję się "oblepiona", "przytłoczona" masywną maską;D Hmmm... być może za bardzo przyzwyczaiłam się do minerałów...:)
Podkład dobrze matuje, jednak jest to sztuczny i "niezdrowy" efekt.
Nie utrzymuje się cały dzień na twarzy. Po kilku godzinach waży się i roluje.
Co więcej, zauważyłam że podkład ten bardzo wysusza skórę. Po demakijażu, jest ona bardziej wysuszona i ściągnięta, niż zwykle.
Opakowanie: Trzeba zanurzać w nim palce, dlatego uważam je za bardzo niehigieniczne. Na etapie, który widoczny jest na pierwszym zdjęciu, wydobycie podkładu poupychanego przy brzegach słoiczka, jest nie lada wyzwaniem.
Cena: ok. 16 zł
Dostępność: Drogeria Natura
Pojemność: 16 g
Pozdrawiam,
Magdalen...:)
piątek, 21 grudnia 2012
Kolejna porcja nowości...
W dzisiejszej notce chciałabym pokazać co udało mi się zdobyć w przeciągu ostatnich kilku tygodni.
Z jednej strony jestem na siebie zła, że po raz kolejny nie oparłam się pokusie zakupów, z drugiej strony zaś, cieszę się, że nie kupiłam nic "zbędnego" do włosów, a to jest moja największa słabość. Mówiąc: "zbędnego", mam na myśli kosmetyki, których zapasy starczą mi jeszcze na dobrych kilka miesięcy (np.maski). Z trudem, ale powstrzymałam się od zakupu maski Biovax do włosów ciemnych... Obiecałam sobie, że wypróbuję ją, ale dopiero wtedy, gdy odgruzuję nieco moją kosmetyczną półkę;) Tak więc, do włosów kupiłam tylko rzecz konieczną - szampon do mocnego oczyszczania, ponieważ mój obecny wkrótce sięgnie dna, a była promocja i no wiecie....:D
* Peeling Stop Cellulit Lirene: W redukcję cellulitu poprzez stosowanie peelingu nigdy nie uwierzę...:) Ale nie kupiłam go z taką myślą. Mam zamiar używać go do całego ciała. Słyszałam, że jest dość mocnym zdzierakiem, dlatego zdecydowałam się na jego zakup. Poza tym, zachęcił mnie swoim składem bez SLS, silikonów i parafiny. 12 zł - Rossmann
* Duo Fa: dezodorant + żel pod prysznic: to był mój mikołajkowy prezent:) Być może trochę nietrafiony, ponieważ nie przepadam za tą marką. Jednak zapachy są dość znośne, dlatego z pewnością zużyję te produkty:)
* Szampon Farmona Skrzyp Polny: kupiony z myślą o mocnym oczyszczaniu. Bardzo przyjemnie pachnie (w porównaniu do szamponu Eva Natura z czarną rzepą klik). Na razie to na tyle, co mogę powiedzieć na jego temat:) 4,99 zł na promocji w Naturze.
* La Roche-Posay Effaclar Duo: moje drugie opakowanie tego kremu. W chwili obecnej kończę pierwszą kurację, niedługo więc przyjdzie czas na recenzję. 39,90 zł - Apteka
* Isana 5% Urea krem do rąk: jeden z najpopularniejszych kosmetyków w blogosferze. Przyszła więc i moja kolej na przetestowanie tego, niepozornie wyglądającego, cudeńka:) ok. 5,50 zł - Rossmann
* L'biotica krem regenerujący do rzęs: w walce o piękne, gęste i długie rzęsy. Zobaczymy, czy pojawią się jakieś efekty po tej, dość męczącej, kuracji... 15,90 zł - Apteka
Zajrzałam również do Inglota, gdzie nabyłam dwa nowe cienie:
* nr 397: piękny, różowo-perłowy cień. Ponoć, bardzo podobny do Naked Lunch z Mac'a. Idealnie sprawdza się nałożony na całą powiekę. Pięknie ją rozświetla, dodaje spojrzeniu blasku.
* nr 467: Mimo, że jest to wykończenie Double Sparkle, cień na powiece wygląda jak matowy "cielaczek". Najlepiej prezentuje się nałożony na całą ruchomą powiekę.
Podczas buszowania po sklepach trafiłam do sklepu, w którym między innymi, znajdowała się przepiękna biżuteria. Sklep ten, o ile pamięć mnie nie myli, nazywał się Centro.
Korzystając z okazji, iż była promocja -20%, kupiłam bransoletkę.
Ogólnie, nie przepadam za noszeniem biżuterii, jednak czasami mam ochotę coś na siebie założyć
Trafiłam również na wyprzedaż w H&M. Nie mogłam powstrzymać się od zakupów, choć ograniczyłam się tylko do dwóch rzeczy:) Ogromne lubię ten sklep, dlatego że mogę znaleźć tam ciuszki w bardzo moim stylu. Tym razem wybrałam dwa zarzucane sweterki.
<= Pierwszy z nich, jest sweterkiem bez guzików, z rękawami 3/4. Kolor jest bardzo neutralny, ciepły...
Rozmiar XS, cena:
Kolejny sweterek nie jest już taki neutralny, a mocno czerwony, z bardzo ciekawymi plecami. Na zdjęciach kolor jest lekko przekłamany. W rzeczywistości wygląda lepiej;) Rękawy są również długości 3/4.
Rozmiar XS, cena:
Na koniec mały świąteczny akcent:D
Będąc w Pepco, nie mogłam powstrzymać się, aby nie zakupić tych uroczych skarpet. Idealnie sprawdzą się do noszenia w świąteczne wieczory:)
Cudne, po prostu cudne....:D
wtorek, 18 grudnia 2012
Hity 2012 - czyli notowanie 10 ulubieńców roku
Wpis zainspirowany postem imprevisivel;* Mam nadzieje, że nie będzie miała mi za złe zgapienia pomysłu, ale post ten bardzo przypadł mi do gustu, postanowiłam więc zrobić podobne zestawienie na moim blogu:)
Kolejność będzie zupełnie przypadkowa:)
1. Henna Khadi w kolorze "Ciemny Brąz"
Uwielbiam efekt jaki uzyskuję na włosach dzięki hennie. Kolor jest idealny dla mnie, jeszcze nigdy nie czułam się w żadnym tak dobrze, jak w tym:)
Poza tym, niezmiernie cieszy mnie fakt, iż henna kompletnie nie niszczy włosów. Co więcej, odżywia je i wręcz spektakularnie nabłyszcza.
Z trwałości jestem również zadowolona. Farbowanie powtarzam raz na 2 miesiące.
Wart uwagi jest również fakt, iż jest to produkt całkowicie naturalny. Na próżno szukać tu różnego rodzaju chemikaliów, takich jak: utleniacze, wzmacniacze koloru, konserwanty, zapachy czy sztuczne barwniki.
Więcej o hennie możecie przeczytać w TYM poście. Znajdziecie tam również instrukcję krok po kroku, jak obchodzić się z tym produktem;)
2. Szampon Love2mix z pomarańczą i papryczką chili.
Bardzo polubiłam się z tym szamponem. Jest to mój ulubieniec do częstego mycia włosów. Ale czym mnie tak bardzo zaskoczył? Tym, że faktycznie zadziałał na moje cebulki. Nigdy nie spodziewałabym się tego po zwykłym szamponie, ale ten mnie bardzo miło zaskoczył.
Co do właściwości typowo "szamponowych", to również radzi sobie świetnie. Pięknie myje włosy, nie plącząc ich przy tym.
Nie podrażnia skóry głowy, jest zaskakująco delikatny (obawiałam się troszkę papryczki chili w składzie).
Pachnie przeciętnie, ale nie jest to zapach, który mógłby w jakimś stopniu odrzucać. Mocno wyczuwalna jest gorycz, z dodatkiem pomarańczy w tle.
Pełna recenzja TUTAJ.
3. L'biotica Biovax Intensywnie Regenerująca maseczka Keratyna+Jedwab
Odkryta całkiem niedawno, pokochana od zaraz:)
Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to będzie mój hit. Przede wszystkim dlatego, że przepięknie podkreśla skręt. To pierwsza maska, po której moje włosy tak dobrze się układają. Poza tym fenomenalnie nawilża i odżywia.
Z pewnością napiszę o niej recenzję;)
4. Lotion przeciw wypadaniu włosów Receptury Babuszki Agafii
O tym produkcie wspominałam już wielokrotnie. Mój absolutny numer jeden w walce z wypadającymi włosami. Co tu dużo się rozpisywać, on po prostu działa!;) Z garści wyciąganych włosów, zostaje tylko kilka kłaczków. Poza tym, jego stosowanie jest bardzo przyjemne. Pięknie pachnie, nie obciąża włosów, nie skleja ich. Nie wpływa również na ich przyspieszone przetłuszczanie się.
Ma cudowny skład, bez zbędnej chemii.
Co więcej, zauważyłam że podczas stosowania tego toniku, moje włosy znacznie szybciej rosną. A jest bardzo pożądane u osób zapuszczających włosy, czyli takich jak ja:)
Recenzja TUTAJ.
5. Olejek łopianowy z kiełkami pszenicy i olejkiem jojoba.
Nazywam go moim olejkiem idealnym:) Sprostał wszystkim wymaganiom, jakie stawiam olejkom do włosów. Najważniejszą rzeczą, jaką zauważyłam po jego stosowaniu jest niesamowite nabłyszczenie włosów. Olejek ten bardzo dobrze nawilża włosy, odżywia je. Sprawia, że znacznie mniej się puszą, co dla mnie, właścicielki kręciołków, jest niesamowicie istotne. Idealnie sprawdzi się również aplikowany na podrażnioną bądź przesuszoną skórę głowy. Ukoi ją, nawilży.
Więcej o tym olejku pisałam w TYM poście.
6. Biochemia Urody Hydrolat oczarowy
Zdecydowanie mój ulubiony hydrolat, ze wszystkich jakie miałam do tej pory przyjemność przetestować. Idealny dla właścicielek skóry tłustej, mieszanej, trądzikowej. Produkt ten idealnie tonizuje twarz, odświeża ją, przygotowując tym samym do dalszych zabiegów kosmetycznych, takich jak przyjęcie kremu czy olejku. Ma bardzo przyjemny zapach. Osobiście, kojarzy mi się z wonią lasu. Hydrolat jest delikatny, nie podrażnia mojej wrażliwej cery. Lekko ściąga skórę, napina ją, nie jest to jednak nic nieprzyjemnego, wręcz przeciwnie. Cera sprawia wrażenie bardzo gładkiej i jędrnej. Produkt ten daje również uczucie niesamowitej czystości i świeżości, aż chce się odetchnąć pełną piersią...:D
7. La Roche-Posay Effaclar Duo
Krem, któremu bardzo wiele zawdzięczam... Naprawdę pomógł mojej problematycznej skórze. W chwili obecnej, kończę już pierwszą tubkę tego kosmetyku, druga czeka już w kolejce:)
Niebawem napiszę pełną recenzję tego produktu.
8. Everyday Minerals Podkład mineralny
Dopiero w tym roku odkryłam magiczną moc minerałów. Podkład EM jest moim ulubieńcem do codziennego stosowania. Jest lekki, ale przy tym dość dobrze kryjący. Co dla mnie najistotniejsze, wygląda bardzo naturalnie na twarzy. Patrząc w lustro, wydaje się, że moja buzia jest wolna od podkładu. Jest jednak pięknie wygładzona, z ujednoliconym kolorytem, wyglądająca świeżo i promiennie. Poza tym bogata gama kolorystyczna, pomaga dobrać odpowiedni kolor, nawet takim "bladziochom" jak ja:) Recenzja TUTAJ.
9. Max Factor False Lash Effect Fusion - Tusz do rzęs
Zakupiony stosunkowo niedawno, bo podczas promocji -40% w Rossmannie, a już zasłużył na miano ulubieńca roku;) Naprawdę, bardzo polubiłam ten tusz. Wcześniej moim ideałem był jego "kuzyn" Masterpiece Max. Teraz wiem, że ten powalił go na łopatki. Cenię w nim, przede wszystkim jego trwałość. Cały, długi dzień utrzymuje się na rzęsach, bez zarzutu. Poza tym, znacznie lepiej rozdziela i wydłuża rzęsy, niż Masterpiece Max, choć ten radził sobie również całkiem dobrze;)
10. Algi Morskie Spirulina - Zrób Sobie Krem
Mój ulubieniec wśród maseczek do twarzy. Śmierdzi potwornie mułem, rybami, ale dla takiego efektu warto przecierpieć te niedogodności. Skóra po tej maseczce jest widocznie odżywiona, dobrze nawilżona, ujędrniona. Naprawdę prezentuje się lepiej. Wygląda zdrowo i promiennie. Jest to mój absolutny must have:)
W taki oto sposób prezentują się moje odkrycia roku 2012;)
Koniecznie napiszcie w komentarzach, jakie kosmetyki Wam najbardziej przypadły do gustu w tym, mijającym już, 2012 roku:)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
Magdalen...
Kolejność będzie zupełnie przypadkowa:)
1. Henna Khadi w kolorze "Ciemny Brąz"
Uwielbiam efekt jaki uzyskuję na włosach dzięki hennie. Kolor jest idealny dla mnie, jeszcze nigdy nie czułam się w żadnym tak dobrze, jak w tym:)
Poza tym, niezmiernie cieszy mnie fakt, iż henna kompletnie nie niszczy włosów. Co więcej, odżywia je i wręcz spektakularnie nabłyszcza.
Z trwałości jestem również zadowolona. Farbowanie powtarzam raz na 2 miesiące.
Wart uwagi jest również fakt, iż jest to produkt całkowicie naturalny. Na próżno szukać tu różnego rodzaju chemikaliów, takich jak: utleniacze, wzmacniacze koloru, konserwanty, zapachy czy sztuczne barwniki.
Więcej o hennie możecie przeczytać w TYM poście. Znajdziecie tam również instrukcję krok po kroku, jak obchodzić się z tym produktem;)
2. Szampon Love2mix z pomarańczą i papryczką chili.
Bardzo polubiłam się z tym szamponem. Jest to mój ulubieniec do częstego mycia włosów. Ale czym mnie tak bardzo zaskoczył? Tym, że faktycznie zadziałał na moje cebulki. Nigdy nie spodziewałabym się tego po zwykłym szamponie, ale ten mnie bardzo miło zaskoczył.
Co do właściwości typowo "szamponowych", to również radzi sobie świetnie. Pięknie myje włosy, nie plącząc ich przy tym.
Nie podrażnia skóry głowy, jest zaskakująco delikatny (obawiałam się troszkę papryczki chili w składzie).
Pachnie przeciętnie, ale nie jest to zapach, który mógłby w jakimś stopniu odrzucać. Mocno wyczuwalna jest gorycz, z dodatkiem pomarańczy w tle.
Pełna recenzja TUTAJ.
3. L'biotica Biovax Intensywnie Regenerująca maseczka Keratyna+Jedwab
Odkryta całkiem niedawno, pokochana od zaraz:)
Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to będzie mój hit. Przede wszystkim dlatego, że przepięknie podkreśla skręt. To pierwsza maska, po której moje włosy tak dobrze się układają. Poza tym fenomenalnie nawilża i odżywia.
Z pewnością napiszę o niej recenzję;)
4. Lotion przeciw wypadaniu włosów Receptury Babuszki Agafii
O tym produkcie wspominałam już wielokrotnie. Mój absolutny numer jeden w walce z wypadającymi włosami. Co tu dużo się rozpisywać, on po prostu działa!;) Z garści wyciąganych włosów, zostaje tylko kilka kłaczków. Poza tym, jego stosowanie jest bardzo przyjemne. Pięknie pachnie, nie obciąża włosów, nie skleja ich. Nie wpływa również na ich przyspieszone przetłuszczanie się.
Ma cudowny skład, bez zbędnej chemii.
Co więcej, zauważyłam że podczas stosowania tego toniku, moje włosy znacznie szybciej rosną. A jest bardzo pożądane u osób zapuszczających włosy, czyli takich jak ja:)
Recenzja TUTAJ.
5. Olejek łopianowy z kiełkami pszenicy i olejkiem jojoba.
Nazywam go moim olejkiem idealnym:) Sprostał wszystkim wymaganiom, jakie stawiam olejkom do włosów. Najważniejszą rzeczą, jaką zauważyłam po jego stosowaniu jest niesamowite nabłyszczenie włosów. Olejek ten bardzo dobrze nawilża włosy, odżywia je. Sprawia, że znacznie mniej się puszą, co dla mnie, właścicielki kręciołków, jest niesamowicie istotne. Idealnie sprawdzi się również aplikowany na podrażnioną bądź przesuszoną skórę głowy. Ukoi ją, nawilży.
Więcej o tym olejku pisałam w TYM poście.
6. Biochemia Urody Hydrolat oczarowy
Zdecydowanie mój ulubiony hydrolat, ze wszystkich jakie miałam do tej pory przyjemność przetestować. Idealny dla właścicielek skóry tłustej, mieszanej, trądzikowej. Produkt ten idealnie tonizuje twarz, odświeża ją, przygotowując tym samym do dalszych zabiegów kosmetycznych, takich jak przyjęcie kremu czy olejku. Ma bardzo przyjemny zapach. Osobiście, kojarzy mi się z wonią lasu. Hydrolat jest delikatny, nie podrażnia mojej wrażliwej cery. Lekko ściąga skórę, napina ją, nie jest to jednak nic nieprzyjemnego, wręcz przeciwnie. Cera sprawia wrażenie bardzo gładkiej i jędrnej. Produkt ten daje również uczucie niesamowitej czystości i świeżości, aż chce się odetchnąć pełną piersią...:D
7. La Roche-Posay Effaclar Duo
Krem, któremu bardzo wiele zawdzięczam... Naprawdę pomógł mojej problematycznej skórze. W chwili obecnej, kończę już pierwszą tubkę tego kosmetyku, druga czeka już w kolejce:)
Niebawem napiszę pełną recenzję tego produktu.
8. Everyday Minerals Podkład mineralny
Dopiero w tym roku odkryłam magiczną moc minerałów. Podkład EM jest moim ulubieńcem do codziennego stosowania. Jest lekki, ale przy tym dość dobrze kryjący. Co dla mnie najistotniejsze, wygląda bardzo naturalnie na twarzy. Patrząc w lustro, wydaje się, że moja buzia jest wolna od podkładu. Jest jednak pięknie wygładzona, z ujednoliconym kolorytem, wyglądająca świeżo i promiennie. Poza tym bogata gama kolorystyczna, pomaga dobrać odpowiedni kolor, nawet takim "bladziochom" jak ja:) Recenzja TUTAJ.
9. Max Factor False Lash Effect Fusion - Tusz do rzęs
Zakupiony stosunkowo niedawno, bo podczas promocji -40% w Rossmannie, a już zasłużył na miano ulubieńca roku;) Naprawdę, bardzo polubiłam ten tusz. Wcześniej moim ideałem był jego "kuzyn" Masterpiece Max. Teraz wiem, że ten powalił go na łopatki. Cenię w nim, przede wszystkim jego trwałość. Cały, długi dzień utrzymuje się na rzęsach, bez zarzutu. Poza tym, znacznie lepiej rozdziela i wydłuża rzęsy, niż Masterpiece Max, choć ten radził sobie również całkiem dobrze;)
10. Algi Morskie Spirulina - Zrób Sobie Krem
Mój ulubieniec wśród maseczek do twarzy. Śmierdzi potwornie mułem, rybami, ale dla takiego efektu warto przecierpieć te niedogodności. Skóra po tej maseczce jest widocznie odżywiona, dobrze nawilżona, ujędrniona. Naprawdę prezentuje się lepiej. Wygląda zdrowo i promiennie. Jest to mój absolutny must have:)
W taki oto sposób prezentują się moje odkrycia roku 2012;)
Koniecznie napiszcie w komentarzach, jakie kosmetyki Wam najbardziej przypadły do gustu w tym, mijającym już, 2012 roku:)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
Magdalen...
piątek, 14 grudnia 2012
Podkład Max Factor Smooth Effect Foundation
Dziś postanowiłam napisać recenzję podkładu, który niedługo dobije dna. Przez ostatnie kilka tygodni używam go codziennie, ponieważ chcę czym prędzej go zużyć i oczyścić nieco moją kosmetyczkę. Na marginesie wspomnę, że pracuję nad zminimalizowaniem moich kosmetycznych zbiorów. Kilka dni temu zrobiłam mały przegląd i doszłam do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić, bo nazbierała mi się niemała kolekcja różnych mazideł;D Nie chcę robić w moim domu drogerii, dlatego postanowiłam poprowadzić denko ze zdwojoną siłą:)
Ale teraz przechodząc do konkretów, chcę napisać kilka słów o podkładzie Max Factor.
Produkt zamknięty jest w standardowym 30 ml opakowaniu w formie "tubki".
Cena: 39,99 zł - często jednak jest w promocji i można dostać go za ok. 30 zł
Dostępność: Rossmann
Do tego produktu mam bardzo mieszane uczucia.
Podkład jest dość lekki, nie tworzy efektu maski na twarzy, oczywiście jeżeli nie przesadzimy z jego ilością i jeżeli kolor będzie odpowiednio dobrany do naszego naturalnego odcienia skóry:) Krycie określiłabym jako średnie. Całkiem ładnie i gładko rozprowadza się na skórze, nie tworząc przy tym smug i zacieków.
Podoba mi się również jego wykończenie. Nie jest to podkład matujący, ani rozświetlający. Tuż po jego nałożeniu, uzyskujemy w miarę naturalny efekt, później niestety ulega to znacznej zmianie.
Nie zauważyłam, aby zapychał mi pory. Nie podkreśla również suchych skórek.
Producent przekonuje nas, iż jest to podkład nawilżający. Niestety, uważam że stwierdzenie to jest dość mocno naciągane. Nawilżenia mojej skóry po tym produkcie nie zauważyłam, ale nie zauważyłam także wysuszenia, czy ściągnięcia.
Mój odcień to 45 CREAMY IVORY. Jest on najjaśniejszy z całej gamy kolorów. I tutaj pojawia się mój główny zarzut w stronę tego podkładu. Mimo, że zaraz po wyciśnięciu produktu z opakowania i nałożeniu na twarz, wygląda na wystarczająco jasny, to z upływem paru minut przeradza się w brązowego potwora!
Mam tu na myśli, że produkt ten na kilka chwil po aplikacji bardzo ciemnieje na twarzy. I wtedy pojawia się ta ogromnie nieestetyczna, granica między twarzą a szyją. Dla mnie taki efekt jest nie do zaakceptowania.
Jedynym sposobem na zminimalizowanie tego problemu, jest nakładanie jak najmniejszej ilości podkładu i mocne rozcieranie (najlepiej pędzlem).
Co do trwałości, to tutaj również nie jest zbyt ciekawie. Podkład zaczyna znikać z buzi już po kilku godzinach, i co gorsza robi to w bardzo niedyskretny sposób. Łatwo zauważyć moment, kiedy zaczyna się "rolować", a miejscami zacierać.
W kilku słowach podsumowania, muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolona z tego produktu. Uważam, że jest zdecydowanie zbyt drogi, w stosunku do swojej jakości. Jak wspomniałam wyżej, efekt widocznej różnicy kolorów między szyją a twarzą, jest u mnie absolutnie nie do przyjęcia, a podkład ten niestety taki wygląd nam zapewnia.
Ale teraz przechodząc do konkretów, chcę napisać kilka słów o podkładzie Max Factor.
Produkt zamknięty jest w standardowym 30 ml opakowaniu w formie "tubki".
Cena: 39,99 zł - często jednak jest w promocji i można dostać go za ok. 30 zł
Dostępność: Rossmann
Do tego produktu mam bardzo mieszane uczucia.
Podkład jest dość lekki, nie tworzy efektu maski na twarzy, oczywiście jeżeli nie przesadzimy z jego ilością i jeżeli kolor będzie odpowiednio dobrany do naszego naturalnego odcienia skóry:) Krycie określiłabym jako średnie. Całkiem ładnie i gładko rozprowadza się na skórze, nie tworząc przy tym smug i zacieków.
Podoba mi się również jego wykończenie. Nie jest to podkład matujący, ani rozświetlający. Tuż po jego nałożeniu, uzyskujemy w miarę naturalny efekt, później niestety ulega to znacznej zmianie.
Nie zauważyłam, aby zapychał mi pory. Nie podkreśla również suchych skórek.
Producent przekonuje nas, iż jest to podkład nawilżający. Niestety, uważam że stwierdzenie to jest dość mocno naciągane. Nawilżenia mojej skóry po tym produkcie nie zauważyłam, ale nie zauważyłam także wysuszenia, czy ściągnięcia.
Mój odcień to 45 CREAMY IVORY. Jest on najjaśniejszy z całej gamy kolorów. I tutaj pojawia się mój główny zarzut w stronę tego podkładu. Mimo, że zaraz po wyciśnięciu produktu z opakowania i nałożeniu na twarz, wygląda na wystarczająco jasny, to z upływem paru minut przeradza się w brązowego potwora!
Mam tu na myśli, że produkt ten na kilka chwil po aplikacji bardzo ciemnieje na twarzy. I wtedy pojawia się ta ogromnie nieestetyczna, granica między twarzą a szyją. Dla mnie taki efekt jest nie do zaakceptowania.
Jedynym sposobem na zminimalizowanie tego problemu, jest nakładanie jak najmniejszej ilości podkładu i mocne rozcieranie (najlepiej pędzlem).
Co do trwałości, to tutaj również nie jest zbyt ciekawie. Podkład zaczyna znikać z buzi już po kilku godzinach, i co gorsza robi to w bardzo niedyskretny sposób. Łatwo zauważyć moment, kiedy zaczyna się "rolować", a miejscami zacierać.
sobota, 8 grudnia 2012
Szampon wzmacniający Receptury Babuszki Agafii
Dawno nie było żadnej recenzji na moim blogu, dlatego postanowiłam napisać dzisiaj co sądzę o szamponie wzmacniającym z Receptur Babuszki Agafii. Jest to kolejny rosyjski kosmetyk, który przypadł mi do gustu i z którym bardzo się polubiłam. Zainteresowanych, zapraszam do lektury dalszej części recenzji:)
Cena i dostępność:
* setare KLIK 15 zł
Pojemność: 350 ml
Moja opinia:
Jak wspomniałam wyżej, szampon ten polubiłam, ponieważ spełnia wszystkie moje wymagania względem tego typu produktu.
Bardzo dobrze myje włosy, choć zauważyłam, że po dłuższym używaniu włosy domagają się mocniejszego oczyszczenia. Wtedy zawsze sięgam po szampon z SLES i problem znika.
Nie radzi sobie dobrze z olejami. Mimo, że dobrze się pieni, trzeba użyć go co najmniej trzykrotnie, aby dobrze zmyć oleje. Wiąże się to wtedy z jego słabszą wydajnością. Dlatego zawsze kiedy mam nałożony olej, tą najbardziej tłustą warstwę zmywam płynem Facelle, następnie używam tego szamponu i taka metoda mi najbardziej mi odpowiada. Tworzy się bardzo miękka i aksamitna piana. Komfort mycia jest bardzo duży. Podczas spłukiwania pojawia się gładka tafla włosów, które nie są poplątane, nie są też tępe.
Produkt jest delikatny, nie podrażnia. Nie spowodował u mnie pojawienia się łupieżu.
Producent obiecuje nam wzmocnienie włosów, jednak tutaj nic takiego nie zauważyłam. Nie jestem zawiedziona tym faktem, dlatego że nie wierzę w zbawienną moc szamponu. Dla mnie szampon ma myć i być delikatny. Reszta, czyli konsystencja, zapach, opakowanie, to tylko bardzo przyjemny dodatek do całości:)
Konsystencja: jak dla mnie jest idealna. Nie za rzadka, nie galaretowata. Nie spływa z rąk. Nie sprawia kłopotów podczas nakładania. Szampon jest wydajny (pod warunkiem, że nie używamy go do zmywania olei).
Opakowanie jest solidne i praktyczne, z piękną szatą graficzną.
Zapach: to jeden z największych atutów tego szamponu. Słodko - ziołowy, naprawdę ładny:)
Skład jest bardzo dobry. Nie zawiera SLS/SLES. Posiada jedynie MLS, jednak mnie ten składnik nie podrażnia.
Skład:
Na koniec pokażę o co wzbogaciły się moje kosmetyczne zbiory podczas DDD. Złożyłam zamówienie w sklepie Setare i oto zawartość paczki, którą wczoraj odebrałam:)
Zamówiłam:
* Henna Khadi Ciemny Brąz: W grudniu szykuje się "hennowanie":) Już nie pamiętam które to moje opakowanie:)
* Glinka z Morza Martwego: Jestem jej bardzo ciekawa. Producent obiecuje oczyszczenie, regenerację, leczenie trądziku. Mam nadzieję, że pomoże mojej rozszalałej skórze.
* Mydło Oliwkowo Laurowe 40 % Aleppo: od dawna chciałam je mieć i nareszcie jestem szczęśliwą posiadaczką tego produktu. Jestem ciekawa czy przypadnie mi do gustu:)
Cena i dostępność:
* setare KLIK 15 zł
Pojemność: 350 ml
Moja opinia:
Jak wspomniałam wyżej, szampon ten polubiłam, ponieważ spełnia wszystkie moje wymagania względem tego typu produktu.
Bardzo dobrze myje włosy, choć zauważyłam, że po dłuższym używaniu włosy domagają się mocniejszego oczyszczenia. Wtedy zawsze sięgam po szampon z SLES i problem znika.
Nie radzi sobie dobrze z olejami. Mimo, że dobrze się pieni, trzeba użyć go co najmniej trzykrotnie, aby dobrze zmyć oleje. Wiąże się to wtedy z jego słabszą wydajnością. Dlatego zawsze kiedy mam nałożony olej, tą najbardziej tłustą warstwę zmywam płynem Facelle, następnie używam tego szamponu i taka metoda mi najbardziej mi odpowiada. Tworzy się bardzo miękka i aksamitna piana. Komfort mycia jest bardzo duży. Podczas spłukiwania pojawia się gładka tafla włosów, które nie są poplątane, nie są też tępe.
Produkt jest delikatny, nie podrażnia. Nie spowodował u mnie pojawienia się łupieżu.
Producent obiecuje nam wzmocnienie włosów, jednak tutaj nic takiego nie zauważyłam. Nie jestem zawiedziona tym faktem, dlatego że nie wierzę w zbawienną moc szamponu. Dla mnie szampon ma myć i być delikatny. Reszta, czyli konsystencja, zapach, opakowanie, to tylko bardzo przyjemny dodatek do całości:)
Konsystencja: jak dla mnie jest idealna. Nie za rzadka, nie galaretowata. Nie spływa z rąk. Nie sprawia kłopotów podczas nakładania. Szampon jest wydajny (pod warunkiem, że nie używamy go do zmywania olei).
Opakowanie jest solidne i praktyczne, z piękną szatą graficzną.
Zapach: to jeden z największych atutów tego szamponu. Słodko - ziołowy, naprawdę ładny:)
Skład jest bardzo dobry. Nie zawiera SLS/SLES. Posiada jedynie MLS, jednak mnie ten składnik nie podrażnia.
Skład:
Na koniec pokażę o co wzbogaciły się moje kosmetyczne zbiory podczas DDD. Złożyłam zamówienie w sklepie Setare i oto zawartość paczki, którą wczoraj odebrałam:)
Zamówiłam:
* Henna Khadi Ciemny Brąz: W grudniu szykuje się "hennowanie":) Już nie pamiętam które to moje opakowanie:)
* Glinka z Morza Martwego: Jestem jej bardzo ciekawa. Producent obiecuje oczyszczenie, regenerację, leczenie trądziku. Mam nadzieję, że pomoże mojej rozszalałej skórze.
* Mydło Oliwkowo Laurowe 40 % Aleppo: od dawna chciałam je mieć i nareszcie jestem szczęśliwą posiadaczką tego produktu. Jestem ciekawa czy przypadnie mi do gustu:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)